Zmarł Profesor Józef Rurawski
30 września 2023Z wielkim smutkiem zawiadamiamy, że dzisiaj w wieku 93 lat zmarł Profesor Józef Rurawski (1930-2023), urodzony w Warszawie historyk literatury, profesor nauk humanistycznych, legendarny wykładowca dawnego Instytutu Filologii Polskiej w Kielcach, dla wielu z nas bliski Człowiek, Przyjaciel, Autorytet, do końca serdeczny, dowcipny, energiczny, o jasnym, wspaniałym umyśle i bystrym oglądzie rzeczywistości, kochający i kochany przez Bliskich, którym najserdeczniej współczujemy…
***
Profesor Józef Rurawski, z urodzenia i miłości warszawiak, członek Szarych Szeregów uczestnik powstania warszawskiego. Po jego zakończeniu przeszedł przez obóz i został zesłany na roboty przymusowe, najpierw w gospodarstwie rolnym, potem w fabryce w Bystrzycy Śląskiej. Po powrocie do Warszawy uczęszczał do gimnazjum przy ul. Wawelskiej, gdzie zdał egzamin dojrzałości w 1949 roku. W 1954 ukończył studia na Uniwersytecie Warszawskim. Doktoryzował się w 1960, natomiast stopień naukowy doktora habilitowanego uzyskał w 1977 roku w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. W 1989 roku otrzymał tytuł naukowy profesora nauk humanistycznych.
Pracował na uczelniach w Warszawie, Kielcach, Lipsku i Pekinie. Prowadził lekcje języka polskiego w Telewizyjnym Technikum Rolniczym i audycje literackie w Polskim Radiu.
Uczeń Wacława Borowego, Juliana Krzyżanowskiego i Kazimierza Wyki. Specjalizował się w literaturze XX wieku. Opublikował ponad 250 rozpraw i esejów. Jest autorem ok. stu haseł w Encyklopedii Warszawy. Współpracował z Polskim Radiem, realizując od 1964 ponad 500 audycji popularyzatorskich.
Był autorem m.in. książek:
Władysław Reymont, Warszawa 1977; Tadeusz Dołęga-Mostowicz, Warszawa 1987; Gabriela Zapolska, wyd. 2, Warszawa 1987; „Myśmy gorycz zmienili na wino”. Motyw alkoholu we współczesnej prozie polskiej, Warszawa 1994; Władysława Reymonta droga do Nobla, Kielce 2000; Wódko, wódeczko… Motyw alkoholu we współczesnej prozie polskiej, Kielce 2001.
***
Profesor Rurawski w rozmowie z Kaliną Błażejowską:
>>Kupiłem ostatnio znakomitą książkę o bitwie warszawskiej, „Lato 1920”. I uświadomiłem sobie, że jestem tylko dziesięć lat młodszy od tej bitwy!
Nawet Piłsudskiego Pan zdążył poznać, jeśli to prawda…
Prawda, ja nie ubarwiam. Raczej mam odwrotną tendencję: do pomniejszania faktów, stosownie do mojej miary. Byłem z matką na spacerze w Alejach Ujazdowskich i z budynku, gdzie dziś jest Kancelaria Premiera, wyszedł Piłsudski. Wyrwałem się mamie, podleciałem do niego i szybko wyrecytowałem wierszyk, którego mnie nauczyli w przedszkolu.
Powie Pan?
(Wystukując rytm:) „My dwa Józie, ty i ja, ciebie cała Polska zna, mnie zaś jeszcze nie zna nikt, bo ja jestem mały smyk, ale jak urosnę duży, będę wiernie Polsce służył”. Nic nie powiedział, cmoknął mnie w czoło i odwrócił w stronę matki. A ¬adiutanci mi zasalutowali. Później zażądałem podwójnej krepy, bo to umarł mój osobisty znajomy.
Dziecko, co by pani… Jednak będę mówił „dziecko” i „córko”, bo pół wieku tak mówiłem do studentów. Pięćdziesiąt sześć lat dokładnie: najpierw na Uniwersytecie Warszawskim, potem w Instytucie Kształcenia Nauczycieli, a wreszcie tu, w Kielcach. Moje życie się bardzo prosto układa: do pięćdziesiątki Warszawa, po pięćdziesiątce Kielce.
Czuje się Pan kielczaninem?
Ja się czuję sobą. Natomiast kielczaninem nie czuję się wcale. Ściągnął mnie tu dowódca z powstania, też polonista – organizował Wyższą Szkołę Pedagogiczną i potrzebował pracowników. Przyjechałem i zostałem, bo… (Wskazuje na prof. Alinę Białą, która przynosi napoje i słodycze) Ineczko, posiedź z nami. Tyle lat, a ja wciąż mówię do niej „Ineczko”. Trzydzieści sześć lat, że też ona wytrzymała…
***
Tu nagranie rozmowy z Profesorem, którą w 2017 roku, w ramach projektu Kieleckiego Towarzystwa Naukowego pod tytułem “By nie zapomnieć” – ludzie nauki i kultury Kielc, przeprowadziła prof. UJK Marzena Marczewska.
***
Janusz Termer, Lektury nieprzedawnione – Józef Rurawski, Tadeusz Dołęga-Mostowicz, Jarosław Górski i ja…
(…)
Oto bowiem z późniejszym profesorem nauk humanistycznych J. R. poznaliśmy się, gdy był jeszcze „prostym” magistrem, a ja dopiero – w dwa lata po Październiku 56 – na pierwszym roku warszawskiej polonistyki. Prowadził tam z naszą grupką cotygodniowe zajęcia, tzw. ćwiczenia z interpretacji dzieła literackiego (czy jakoś tak to się zwało). I to jak prowadził! Przede wszystkim imponował nastoletnim żółtodziobom swobodą i śmiałością niekonwencjonalnych sądów, bulwersujących nas opinii (nie tylko zresztą literackich). A także i licznymi odwołaniami, odważnymi nawiązaniami do modnych wówczas, szeroko omawianych i dyskutowanych w prasie literackiej „rozliczeniowych” nowościach prozy polskiej i światowej. Trwał wtedy jeszcze w kulturze polskiej ów wielce krytyczny wobec nieodległej przeszłości wyraźnie ożywczy boom owej odwilży politycznej. Nadrabiane były wieloletnia zaniedbania kulturowe, wobec Zachodu, ale i – pamiętać warto – Wschodu… Drobny przykład – oto do dyskusji o „Upadku” Alberta Camusa J. R. zalecił nam lekturę „Wzlotu” Jarosława Iwaszkiewicza, opowiadania trudno dostępnego, znanego wtedy tylko z druku w „Twórczości” (której był, po Adamie Ważyku, niedościgłym redaktorem). Był to swoisty rodzaj literackiej polemiki z francuskimi egzystencjalistami (polecam ją i ja – teraz). J. R. szokował co niektórych z nas (zwłaszcza koleżanki) – przyzwyczajonych do szkolnych, piłowato-solennych i polewanych często bogoojczyźnianym sosem „rozbiorów” i „analiz” literackich. Bywał też bezlitośnie krytyczny wobec niektórych nowych, często snobistycznie modnych tonów, pojawiających się w dyskusjach publicznych w prasie ówczesnej. Tymi, rzucanymi jakby od niechcenia uwagami oraz niekonwencjonalnymi odczytywaniami ukrytych znaczeń w tekstach literackich, niespodziewanie nas najczęściej zaskakiwał, acz potrafił też na niektóre z nich nas zręcznie „podprowadzać” (niczym ktoś z owej dobrej starej sokratejskiej szkoły), byśmy przyjęli je za swoje…
Wiedzieliśmy nadto, że znał osobiście wielu rówieśnych sobie pisarzy z „pokolenia Współczesności” i namawiał nas do czytania ich debiutanckich książek. Napisałem nawet pod jego wpływem pracę semestralną o debiutanckiej powieści jednej z dobrze się zapowiadających prozaiczek tego pokolenia – Magdzie Lei, o której niestety, jak i wielu innych z tej generacji – wkrótce słuch wszelki nie wiedzieć czemu zaginął. Ale dziś przecież trudno sobie wyobrazić naszą rzeczywistość literacką tamtych lat bez utworów choćby Stanisława Grochowiaka, Ernesta Brylla, Władysława Terleckiego, Eugeniusza Kabatca, Marka Nowakowskiego czy Ireneusza Iredyńskiego…
***
Pod poniższym linkiem znajduje się film dokumentalny: “Grzesiuk. Ferajna wciąż gra”, zrealizowany na stulecie urodzin tego warszawskiego barda i pisarza. Jednym z rozmówców jest właśnie prof. Józef Rurawski, bliski przyjaciel Stanisława Grzesiuka.
***
O dacie i miejscu pogrzebu Pana Profesora będziemy informować.